Przychodzi Baba do Lekarza...

Janusz Miroforidis, 2.02.2020

Zapewne każdy zna choć jeden z licznych dowcipów o Babie. Zaczynają się one od słów „Przychodzi Baba do Lekarza…”. Znalazłem godnego następcę tej serii. To seria, która rozpoczyna się od słów „Przychodzi Biznes do Informatyki…”. Dlaczego uważam, że to godny następca dowcipów o Babie?

Otóż Baba przychodzi do Lekarza po pomoc. Ma ona zawsze jakiś problem, z którym sama nie może sobie poradzić. Liczy więc na pomoc medyka nawet wtedy, gdy problem wydaje się nie dotyczyć problemów zdrowotnych. W podobnym celu przychodzi Biznes do Informatyki. I się zaczyna… Byłem i po stronie Biznesu, który miał problem, i byłem po stronie Informatyki, która musiała problem rozwiązać, albo co najmniej wsłuchać się w jego treść. Byłem także po stronie personelu pomocniczego, który obserwował zmagania obu stron, a odezwać pozwolono mi się tylko wtedy, gdy zaczynało być naprawdę gorąco. Taka rola osoby od gaszenia pożaru jest naprawdę niewdzięczna, łatwo można się sparzyć. A bywa naprawdę gorąco. I wie to zarówno każdy przedstawiciel Biznesu (Baby), jak i Informatyki (Lekarza). Takie spotkania zaczynają się często dosyć niewinnie, by po jakimś czasie przypominać zetknięcie materii z antymaterią, gdy sala w której doszło do spotkania nagle pustoszeje, bo nie ma w niej ani materii, ani antymaterii, a jedynie rozprasza się energia wyzwolona w procesie złączenia.

Zapomnijmy na chwilę o sytuacji, gdy Biznes przyszedł do Informatyki, Informatyka go wysłuchała, przepisała receptę lub nawet sama wytworzyła lekarstwo, Biznes skorzystał, pomogło, Informatyka przypięła kolejny listek do wieńca chwały. Słowem, sukces. Często jest to jednak porażka. Trudno w pełni skatalogować wszystkie czynniki, które prowadzą do sytuacji, gdy jednak Biznes z pomocy Informatyki nie skorzystał. A to Biznes może mieć zbyt wydumane potrzeby w świetle zasobów, jakimi dysponuje Informatyka, a to Informatyka zbyt szybko stwierdza, że problemu się nie da rozwiązać. Każdy menedżer i każdy informatyk może tu dopisać własną historię, żaląc się jednocześnie, jak bardzo źle każde z nich zostało potraktowane przez drugie. Co można zrobić, aby obie strony były zadowolone? Można próbować ograniczyć do minimum prawdopodobieństwo zdarzenia, polegającego na nierozwiązaniu przez Informatykę postawionego przez Biznes problemu.

Zastanawiałem się wiele razy, jakie jest absolutne minimum, konieczne do tego, żeby obie strony skorzystały. Według mnie, tym minimum są następujące czynniki: zdolność przeprowadzenia kulturalnego i merytorycznego dialogu, skłonność do osiągania kompromisu, umiejętność wyciągania wniosków z odbytych spotkań, czyli uczenie się. Takie zdolności muszą być po obu stronach, bezwzględnie. Nie będę przykładał wag do wymienionych tu czynników, ale korci mnie, żeby „zdolności przeprowadzenia kulturalnego i merytorycznego dialogu” przypisać minimum 50 procent. Dlaczego? Biznes dostrzega pewien problem. Formułuje go w języku zrozumiałym dla niego. Operuje skomplikowaną terminologią, często żargonem. Jego myśli skoncentrowane są na opisowym, skondensowanym wyrażeniu problemu, przynajmniej w pierwszej fazie dialogu. Wyrażenie swoich myśli w precyzyjny sposób to trudna sztuka. Szczególnie wtedy, gdy ktoś (tu Informatyka) je będzie musiał przełożyć na precyzyjny język informatyki. Na podstawie pierwszego opisu problemu, trudno postawić dobrą diagnozę i podjąć leczenie. Informatyka musi umieć przyjąć ten opis, a w kolejnych fazach dialogu próbować uzyskać taki stopień jego uszczegółowienia, żeby sama miała niezbędną wiedzę do tego, żeby wskazać kierunki leczenia. Informatyka może tu być z konieczności natrętnym interlokutorem, ale Biznes powinien to rozumieć i w pełni uczestniczyć w wywiadzie. Krzyki, „że to przecież oczywiste, po co pytać!” są tu nie na miejscu. Im lepiej Informatyka zrozumie problem, tym większe korzyści będzie miał Biznes. Nadrzędnym celem obu stron powinno być dobro organizacji. Zgoda co do tego, że obie strony właściwie postrzegają problem, to pierwszy i najważniejszy krok na drodze do jego rozwiązania.

W pewnym jednak momencie przyjdzie refleksja ze strony Informatyki, czy dysponuje ona środkami do realizacji wymaganych zmian. Stanowcze „nie”, a więc defensywna postawa, brak skłonności do podjęcia dyskusji o ustępstwach, nie przybliżają stron do pozytywnego rozstrzygnięcia. „Jeśli zrezygnujesz z części swoich wymagań, to ja jestem w stanie zaproponować tobie rozwiązanie, w wymaganym przez ciebie czasie, a pozostałą część wymagań zrealizuję w przyszłości”. Taka odpowiedź Informatyki byłaby tu na miejscu, gdyby rzeczywiście była ona pozbawiona zasobów do pełnego rozwiązania w zadanym czasie. Z kolei stanowcze „nie” ze strony Biznesu tylko zaostrzyłoby sprawę. Zatem – kompromis. Pięknie się różnić, ale wypracować kompromis. To kolejny krok do sukcesu. Zawarcie kompromisu, a więc ustępstwo, które muszą obie strony poczynić, to proces, który może trwać i trwać. Biznes musi umieć zrewidować swoje potrzeby i być może je odpowiednio uszeregować, a Informatyka musi umieć rzetelnie informować Biznes o tym co i na kiedy jest w stanie wykonać. Warto takie negocjacje zakończyć sukcesem, choć dla obu stron może to być trudna droga.

Obie strony musi dodatkowo cechować zdolność poznawania siebie nawzajem. Zdolność wyciągania wniosków z uprzednio odbytych spotkań, w których Biznes zjawiał się w gabinecie Informatyki. Zdolność tworzenie wspólnego słownika pojęć, ich sformalizowanych odpowiedników, których wypracowanie może być konieczne, gdy dochodzi do tworzenia, na przykład, nowego oprogramowania. Gromadzenie wiedzy o problemach już rozwiązanych i nigdy nie rozwiązanych. Analiza sytuacji, dlaczego nie doszło do porozumienia itp.

W nauce najciekawsze rzeczy dzieją się na styku dziedzin. Komputery nie działałyby tak sprawnie jak działają, gdyby ich komponenty nie rozmawiały ze sobą w sposób ustalony (interfejs). Dbajmy o to, żeby interfejs Biznes-Informatyka funkcjonował w naszej organizacji, jak należy. Śmiejmy się z Baby i Lekarza, śmiejmy się z Kargula i Pawlaka, ale nie dawajmy powodów, żeby śmiano się z Biznesu i Informatyki. Chociaż... Odrobina humoru nie zaszkodzi, nawet w najbardziej poważnych biznesach.

Powrót